Oto, co na temat tegorocznego konkursu napisała, wchodząca w skład komisji konkursowej „Źródła” i „Małego Źródła”, Beata Paluch – aktorka Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, interpretatorka poezji:
Konkurs doczekał się siódmej edycji, która wydaje się być najbardziej wyrównana. Jest wiele ciekawych wierszy. Przyciągają formą, urodą metafor, dystansem, wrażliwą obserwacją, humorem – chce się do nich wracać, inspirują, wynoszą poza materialność świata. Trochę przytłacza je egzystencjalizm i nieszczęście wojny ale niejednokrotnie potrafią te trudne sprawy ująć w zaskakującej i przejmującej czułością strofie. Najczęściej mówią o wojnie, śmierci i matce.
Możemy degustować wszystkie rodzaje wiersza: biały, sylabiczny, sylabotoniczny, wolny, stroficzny, stychiczny. Spotykamy się z balladą, poematem, sonetem i pantunem. Marek byłby szczęśliwy – szczególnie często w tym roku myślałam o Marku Karwali, o jego analizach, wiedzy, poczuciu humoru i szczególnie dotkliwa była w tym roku Jego nieobecność. Możliwe, że miały na to wpływ liczne wycieczki konkursowiczów w pobliże wieczności.
Dzięki zapisanym wierszom możemy być świadkami wielu bardzo osobistych doświadczeń i relacji, i nie to jest najważniejsze jak zostały zapisane ale, że poświęcono im czas i ubrano w słowa – dzięki temu opisane zdarzenia wciąż żyją.
Wielu twórców zamyka się w świecie swojego „ja” i rozczytuje swoje „jestem” z pomocą bożą lub bez niej.
Niektórzy odnoszą się do bieżących informacji, książek, internetowych plotek. Przywołują ludzi ze świata sztuki, polityki. Przypominają i komentują historię, czasem zadziwiająco odważnie i bezkompromisowo, jakby nie zdając sobie sprawy z odpowiedzialności ciążącej na słowie wypowiedzianym czy zapisanym – może jeszcze bardziej na zapisanym – a przecież słowa mają siłę sprawczą, mogą zaszczepiać miłość lub nienawiść i tak determinować świat, z którym się kręcimy.
Zabrakło mi szybkiego biegu moich dzieci we współczesnej multikulturowej wersji ziemskiego świata. Mimo podejmowanych w nielicznych wierszach prób nawiązania do życia w erze komputerów, internetu, podróży międzykontynentalnych (a za chwilę międzyplanetarnych) nie ma tego wiatru, który towarzyszy współczesnej cywilizacji, wszystko jest lekko archaiczne, trąci myszką i bynajmniej nie komputerową – jakby brakowało języka na opisanie współczesnego świata. Nie ma też próby syntetycznego potraktowania doświadczeń, wszystko zatacza dość wąskie kręgi wokół twórcy, jakby towarzyszył nam lęk przed utratą indywidualności, niezależności, lęk przed zatraceniem…
Wciąż nie rezygnujemy z kilku istotnych pytań, które dręczyły naszych dziadków i dręczyć będą nasze wnuki, a muzyka i poezja wydają się najlepszymi drogami by wskazywać możliwe i niemożliwe odpowiedzi.
Być może należałoby traktować poezję i muzykę jako bardzo pożądane i jedyne leki na życie, na śmierć i na nieśmiertelność która jest banałem (jak zaznaczył jeden z twórców).
A może odpowiedzi nie są do niczego potrzebne, a pytania wynikają tylko z ewolucyjnej skazy naszych mózgów.
Mimo wszystkich wątpliwości i niedostatków, to cudownie, że w ogólnie panującym hałasie i pędzie możemy jeszcze odnaleźć w sobie i w świecie delikatną smugę cienia, która może nas zaprowadzić w nieznane i pozwolić odsłuchać zapisaną w ciszy prawdę lub nieprawdę…